Mija kolejny tydzień walki z epidemią koronawirusa w Chinach. W wielu miastach wciąż brakuje maseczek ochronnych, a mieszkańcom coraz bardziej doskwierają wprowadzone przez władze środki przeciwdziałania epidemii.
Liczba ofiar śmiertelnych koronawirusa w Chinach wzrosła do 1665 – poinformowała w niedzielę chińska Narodowa Komisja Zdrowia. W ostatnich 24 godzinach bilans ten zwiększył się o 142 osoby.
W Kantonie na południu Chin na ulicach i wejściach na osiedla pojawiły się barykady zbudowane naprędce z drabin, bambusowych kijów, śmietników i krzeseł. Na nielicznych otwartych przejściach ustawiono strażników i pracowników społecznych z termometrami na podczerwień.
„Jeśli ktoś ma gorączkę, trzeba wezwać policję, żeby go zabrała. Wszystko powyżej 37,3 stopnia to gorączka”
– mówi kobieta, która sprzedaje warzywa, owoce i kwiaty na osiedlowym targowisku i chwilowo zastępuje pracownika mierzącego temperaturę na bramce.
„Jak się ma gorączkę, lepiej nie wychodzić z domu, bo nie można będzie wrócić”
– radzi. Kobieta nie widziała jeszcze, by kogoś zabrano, ale o procedurach powiedział jej znajomy policjant. Rozmówczyni PAP wspomina też o codziennych kontrolach straży miejskiej na targu i policjantach w cywilu sprawdzających przestrzeganie przepisów przeciwdziałania epidemii.
W Kantonie odnotowano jak dotąd ponad 300 zakażeń koronawirusem i ani jednego zgonu. Ponad 100 pacjentów wyzdrowiało i wyszło już ze szpitali. Pojawiają się jednak obawy, że wirus może się rozprzestrzenić w związku z powrotem do pracy robotników napływowych spoza miasta.
„Najniebezpieczniejszym miejscem są windy” – ocenia 30-letni kantończyk. Ludzie boją się dotykać przycisków palcami, używają do tego kluczy i innych przedmiotów. Wielu otwiera drzwi w budynkach przez chusteczki higieniczne.
Miejskie biuro bezpieczeństwa publicznego poinformowało niedawno o zamknięciu jednego z hoteli za to, że nie powiadomił władz o gościach, którzy odmówili pomiaru temperatury. Goście mieli też zaatakować policjantów, gdy ci starali się ich wylegitymować.
Od kilku dni w Kantonie obowiązuje również zakaz jedzenia w restauracjach; można jedynie kupować na wynos albo zamawiać przez telefon. By uspokoić klientów, wiele restauracji na paragonach dopisuje temperaturę ciała kucharza, który przygotował posiłek, i kuriera, który go przywiózł.
Z powodu niskich obrotów niektóre lokale zmuszone są do wyprzedawania zapasów. Przy wejściach do restauracji, serwujących zwykle pikantny kociołek, syczuańską zupę czy dania z grilla, teraz stoją skrzynki z rzepą, sałatą i marchwią.
Wieczorami przepisy nie są jednak skrupulatnie przestrzegane. „Teraz nikt nie sprawdza, więc można jeść w lokalu” – mówi właściciel i szef kuchni jednej z restauracji. Zaznacza jednak, że wpuszcza tylko stałych klientów, a pozostali muszą zamawiać na wynos.
Weterynarz pracujący w jednej z kantońskich klinik przekazał w mediach społecznościowych ogłoszenie o zaginionym kocie. Dla znalazcy przewidziano nagrodę: 50 profesjonalnych maseczek medycznych. W normalnych okolicznościach ludzie oferują zwykle 500-1000 juanów (250-500 zł). „Teraz nawet ten, kto ma pieniądze, niekoniecznie może kupić maseczki” – zauważa weterynarz.
Pod aptekami ustawiają się kolejki osób, które zamówiły maseczki wcześniej i otrzymały wiadomość o nowej dostawie. Stoją w metrowych odstępach, by zmniejszyć ryzyko zarażenia. Jest wśród nich kobieta z workiem foliowym na głowie i dziewczynka w maseczce skleconej z papieru toaletowego.
Na swój przydział pięciu maseczek trzeba nieraz czekać dwa tygodnie. Według komentatorów niedobór byłby mniej dotkliwy, gdyby ludzie nie panikowali i nie gromadzili maseczek na zapas. „Mam jeszcze kilkadziesiąt, ale chcę kupić więcej, bo nie wiadomo, ile to potrwa, a krewni potrzebują” – mówi jedna z oczekujących.
W Walentynki internet obiegły zdjęcia bukietów wykonanych z maseczek ochronnych czy rękawiczek chirurgicznych, które zdaniem części mediów są w tym roku najbardziej upragnionym prezentem. Według portalu ekonomicznego Jingji Wang ceny róż są z kolei trzy razy niższe niż rok temu, ponieważ z powodu ograniczeń wiele par nie mogło się nawet ze sobą spotkać.
Liczba ofiar śmiertelnych koronawirusa w Chinach wzrosła do 1665 – poinformowała w niedzielę chińska Narodowa Komisja Zdrowia. W ostatnich 24 godzinach bilans ten zwiększył się o 142 osoby.
Komisja podała, że 139 nowych przypadków śmiertelnych miało miejsce w centralnej prowincji Hubei, gdzie przed Nowym Rokiem wybuchła epidemia koronawirusa.
Odnotowano 2009 nowych przypadków zakażenia, z czego 1843 w Hubei. Tym samym liczba osób zainfekowanych w Chinach wzrosła do 68 500, z czego 56 249 odnotowano w Hubei.
Epidemia rozprzestrzeniła się na ok. 30 krajów na całym świecie, w tym na kilka europejskich, m.in. Niemcy, Francję, Włochy, Finlandię i USA. Poza Chinami kontynentalnymi odnotowano dotąd trzy zgony – w Japonii, na Filipinach i w Hongkongu.
Koronawirus z Wuhanu, stolicy prowincji Hubei, może wywoływać groźne dla życia zapalenie płuc.
https://www.zachod.pl/167799/who-oglasza-miedzynarodowy-alert-w-zwiazku-z-koronawirusem/
Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa stworzyli mapę przedstawiającą wizualizację codziennie zgłaszanych przypadków zachorowań spowodowanych koronawirusem. Eksperci czerpią dane pochodzące z różnych źródeł: WHO, Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) czy Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób.