Globalny świat ma charakter metafizyczny. Metafizyczny, bo jakże inaczej traktować oczywistość, że mała falka przybijająca do plaży w Łukęcinie, połączona jest łańcuchem przyczynowo-skutkowym ze swoją nieznaną koleżanką kończącą z radosnym pluskiem swój żywot na piaskach plaż Bali. I jakkolwiek nie wydawałoby się nam to nieprawdopodobne, to fale te są z sobą sprzężone i jedna ma wpływ na drugą. Jak? Nie wiem. To właśnie jest metafizyka, którą poetycko nazywa się efektem motyla.
Usłyszeliśmy ostatnio, że USA dostarczy do Polski technologię potrzebną do zbudowania elektrowni atomowych. A może elektrownie te zbudują sami Amerykanie. Prąd jest Polsce potrzebny. Każdego roku zapotrzebowanie na energię elektryczną wzrasta o 1-2 procent, gierkowskie elektrownie ledwie już zipią, a ekolodzy tak unijni jak i krajowi, dosyć skutecznie obrzydzają nam elektrownie węglowe.
Pozostawmy na boku rozważania co lepsze – twardy konkret jądrowy, czy ulotna złuda OZE, zależna od kaprysów aury. Idźmy raczej tropem regionalnym i dojdźmy do konceptu kompleksu energetycznego Gubin-Brody. Plany tego kompleksu skutecznie zablokowali niemieccy Zieloni, udający lokalnych ekologów, współpracujący, świadomie lub nie, z platformianym polskim rządem. Według ekologicznego lobby lepsze dla Lubuskiego, od elektrowni i dołów po węglu brunatnym, będą pola kwitnące rzepakiem i pełne zwierza bory. Regionalne władze zapewne wierzą, że lepiej dla Lubuszan gdy za euro sprzątają niemieckie domy i opiekują się niemieckimi staruszkami, a nie praca za złotówki we własnej elektrowni i kopalni.
To wszystko już nieważne, bo dopadła nas metafizyka i efekt motyla. Donald Trump mówiąc, podczas spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą, o amerykańskiej elektrowni atomowej, skasował wszelkie energetyczne lubuskie plany związane z odkrywką węgla brunatnego w okolicach Gubina. Tamtejsze komary i kleszcze mogą spać spokojnie. Ku radości ekologów.