Nietuzinkowe Lubuszanki – Maria Aleksandra von Reuss

Prawnuczka carycy

Zrujnowane i zaniedbane pałace, które mijamy podczas wędrówek po regionie, kryją mało znane losy ciekawch postaci. Często należących do rodów królewskich i cesarskich. Ich przedstawiciele wciąż żyją gdzieś w Europie i może warto ich losy na nowo wpleść w teraźniejszość naszego regionu. Takim rodem jest ród Reussów związanych z Trzebiechowem. Jak szerokie są to koneksje wypada wiedzieć, choć to nie Polacy, jednak, w oczywisty sposób, związani są z naszą regionalną historią.

Z wielu tekstów o Trzebiechowie jak wielu podobnych niedużych miejscowości lubuskich wieje standardową nudą. Regionaliści na urzędowych stronach podają na ogół te same informacje. Nie szukają powiązań, zamykając się w kapsule powtarzanych anegdot. Dlatego warto wyjść z ograniczającej ciekawość zagrody, ogrodzonej płotem raz odkrytej tajemnicy i pójść na szlak poszukiwania tego, co jeszcze nie jest wiadome.

Trzebiechów notowany w kronikach z XIII wieku, w pewnym okresie posiadał nawet prawa miejskie i był średniej wielkości ośrodkiem sukienniczym. Miasto zniszczyła konkurencja sąsiednich większych miast, zielonej Góry, Sulechowa, a przede wszystkim Świebodzina. Szukający wśród regionalnej tradycji sukienniczej natrafią najpewniej na zbyt małą ilość surowca, który musiał być sprowadzany na tę część Lubuskiego z Wielkopolski. Trzebiechów podupadł więc i stracił prawa miejskie. Stał się wsią. Pod koniec XVIII wieku właścicielami wsi stał się ród Reussów. Ale generalnie o Trzebiechowie nie wiemy zbyt wiele. Ponad to, że jeszcze na początku XIX wieku w jego okolicach mówiono po polsku.

Tymczasem w Trzebiechowie tak jak w wielu podobnych przypadkach niewielkich miejscowości Lubuskiego mamy do czynienia z arcyciekawymi wydarzeniami, z ludźmi o nadzwyczajnej kulturze, fantazji i z ciekawymi życiorysami. Takim jest żywot księżnej Marii Aleksandry von Reuss, wielce dla Trzebiechowa zasłużonej. Warto tę postać odkurzyć i zaprezentować w pełnym blasku Lubuszanom a szczególnie lokalnym fanom historii miejsca w którym żyją.

Księżna której pełne nazwisko brzmiało imponująco Maria Anna Alexandrine Sophie von Sachsen-Weimar-Eisenach, urodzona w 1849 roku w Weimarze od 1902 mieszkała w Trzebiechowie. Wyszła z mąż za księcia Heinricha VII z rodu Reuss-Kostritz. Jej ojcem był wielki książę Karl Alexander August Johann von Sachsen-Weimar-Eisenach z rodu Wettin a więc spowinowacony z Augustem II Mocnym. Babką księżnej zaś była Maria Pawłowna Romanowa, której ojcem był car Paweł I. Zatem jej praprababką była caryca Katarzyna II. Ale po kolei.

Caryca Katarzyna II, będąca w oficjalnym związku z carem Piotrem III, urodziła w 1754 roku chłopca, któremu nadano imiona Paweł Piotrowicz. Plotka petersburska szeptała jednak zgoła inną historię. Prawdziwym sprawcą ciąży Katarzyny był jej ówczesny faworyt Siergiej Sołtykow, a owocem ich grzesznego związku była dziewczynka, znana później jako Aleksandra Branicka, którą zaraz po urodzeniu cesarzowa Elżbieta, córka Piotra I, władająca Rosją w latach 1741-1762, zamieniła na niemowlę płci męskiej niewiadomego pochodzenia. Jak było naprawdę nie bardzo wiadomo. W rosyjskiej praktyce mordy, podmiany, sobowtóry, dzieci faworytów rozpustnych caryc były imperialną normą. Matka nie bardzo interesowała się małym Pawłuszą i zobaczyła go dopiero po czterdziestu dniach od momentu narodzin. Kolejny raz ujrzała go z końcem roku, a po raz trzeci po Wielkanocy w roku następnym.

Paweł rósł, a wraz z nim pazerność na władzę jego matki, która mimo że dorosły syn powinien zostać czynnym władcą Rosji, poprzez intrygi uniemożliwiała mu sprawowanie władzy aż do swojej śmierci w 1797 roku.

I tu mała dygresja. Paweł I Romanow po śmierci matki zwolnił z więzienia Tadeusza Kościuszkę i zezwolił mu na wyjazd do Ameryki, przepraszając za dolegliwości niewoli ale zmuszając jednocześnie do złożenia wiernopoddańczej deklaracji, w zamian za dodatkową cenę zwolnienia z niewoli 12 000 polskich jeńców. Panowie rozstali się w zgodzie, a car dołożył jeszcze 8000 uwolnionych. Kościuszko zamiast do Ameryki pojechał do Paryża, a potem do Szwajcarii, gdzie zmarł. Paweł także poprawił los byłego kochanka swojej matki, naszego króla, Stanisława Augusta Poniatowskiego, ale z niewoli nie zwolnił.

Wracając do wcześniejszych lat życia Pawła, Katarzyna II w ramach swoich intryg ożeniła tegoż właśnie 18 letniego Pawła z Wilhelminą Hessen-Darmstadt, córką landgrafa Hesji, która umarła podczas porodu pierwszego i zarazem ostatniego dziecka tej pary. Kolejną żoną Pawła w 1776 została Zofia Dorota Wirtemberska urodzona 1759 w Szczecinie. Jej dziadek Karol Aleksander Wirtemberski, finansowany był przez bankiera Josepha Süss Oppenheimera, a który po śmierci Karola Aleksandra został oskarżony o malwersacje i skazany na karę śmierci przez powieszenie. Ten właśnie bankier stał się bohaterem nazistowskiego filmu „Żyd Suss”.

Małżeństwo szczecinianki Zofii Doroty, a zatem rodaczki Katarzyny II, z Pawłem I zostało zaaranżowane w ramach politycznych układów przez Fryderyka II i cesarzową Katarzynę II, 1776 roku. Pakt dwojga pruskich w myśleniu władców, który przypieczętuje niebawem los Polski. Zofia po przejściu na prawosławie przyjęła imię Maria Fiodorowna. Z tego związku na świat przyszło 11 dzieci, w tym dwaj carowie: Aleksander I, urodzony w 1777 roku i Mikołaj I, urodzony w 1796 roku. Wśród jej synów był także Wielki Książę Konstanty, związany z Królestwem Kongresowym jako jego gubernator i który zdaje się szczerze lubił Polskę i Polaków. Córka Anna została królową Holandii, a Katarzyna królową Wirtembergii. Maria wyszła za mąż, za Karola Fryderyka, księcia Sachsen-Weimar-Eisenach, któremu powiła czworo dzieci, z których ostatnim był Karol Aleksander – ojciec naszej bohaterki. Dziadek Karola Aleksandra, także Karol Fryderyk był tym, który zaprosił Coronę Schroter do Weimaru, co jakże pięknie wiąże się z naszą poprzednią bohaterką. Matką naszej księżnej była Sophie Orange-Nassau, Wielka księżna Saksonii-Weimar-Eisenach, córka króla Holandii, Wilhelma II. Taka to była rodzina skoligacona z królami i cesarzami.

Księżna Maria Aleksandra von Sachsen-Weimar-Eisenach jako panienka miała wielkie szanse zostać królową holenderską, ale królowa Holandii, a jej kuzynka Wilhelmina, bezdzietna przez wiele lat, po licznych wcześniejszych poronieniach, urodziła córeczkę Julianę. Maria Aleksandra była też rozpatrywana jako żona dla następcy trony brytyjskiego, ale królowej Wiktorii nie podobały się zęby Marii Aleksandry, które jej zdaniem były zbyt czarne. I tak nasza księżna po zamęściu i przebudowie pałacu, tak aby był siedzibą godną królów, znalazła się w Trzebiechowie.

Książę Henryk VII Reuss studiował prawo i rolnictwo, później został królewskim pruskim generałem kawalerii. Potem robił karierę dyplomatyczną w Paryżu, a następnie został ambasadorem w Petersburgu, Konstantynopolu i Wiedniu. Księżna towarzyszyła mu w kolejnych miejscach jego pracy o czym świadczą miejsca narodzin ich dzieci: Berlin, Istambuł, Wiedeń. Książę należał również do pruskiego dworu i był adiutantem generalnym cesarza Wilhelma I. Przyjaźnił się z Bismarckiem, który odwiedził go dwukrotnie w jego zamku w Trzebiechowie, o czym zaświadcza pamiątkowy kamień, który istnieje do dziś w parku zamkowym. W 1894 r. Zakończył służbę dyplomatyczną i osiadł w Trzebiechowie.

Ciekawym zrządzeniem losu księżna na Trzebiechowie sama była nieświadomą i podwójną swatką. Bo właśnie tutaj w Trzebiechowie na wakacjach, bratanica męża, niespełna 19 letnia Hermine von Reuss poznała swojego przyszłego męża Johanna Georga Ludwiga Ferdynanda Augusta (jakże piękne są te szeregi imion niemieckich arystokratów) z rodu von Schönaich – Carolath, właścicieli Siedliska i Zaboru, a także Gębic, w których w obozie jenieckim przebywał ojciec Maksymilian Kolbe, zanim trafił do Auschwitz. Poznała tu też swojego drugiego męża, ale po kolei.

W owym czasie ogromne dobra obu rodów mieszkających w Zaborze i Trzebiechowie, dzieliła jedynie Odra i wystarczyło łódką przedostać się na drugi brzeg aby odwiedzić sąsiada. Ślub Johanna i Herminy odbył się z wielką pompą w Zaborze 1907 roku a jego gościem był cesarz niemiecki Wilhelm II, któremu, jak się później okazało, panna młoda wpadła w oko. Na tyle głęboko, że kiedy on i ona owdowieli została jego żoną. To jednak temat kolejnej opowieści.

Księżna w latach 1903 – 1905 zbudowała w Trzebiechowie sanatorium. Były to bowiem czasy, kiedy moda na kurorty opanowała berlińskie klasy średnie a niemiecka gospodarka kwitła. Cigacice już były uzdrowiskiem a Trzebiechów próbował także nim się stać. Budowę zespołu uzdrowiskowego księżna powierzyła miejscowemu lekarzowi dr Müllerowi. Autorem projektu secesyjnych w stylu budynków sanatorium był Max Schöndler. Ale nie to jest ważne. Wystrój i wyposażenie wnętrz zaprojektował sławny i modny belgijski architekt Henry van de Velde. I to jest unikalne dzieło tego architekta w skali europejskiej, bo zazwyczaj nie projektował wnętrz.

Henry van de Velde należał do czołowych twórców i teoretyków secesji. Przede wszystkim zajmował się rzemiosłem artystycznym. Projektował meble, stolarkę, naczynia, biżuterię, świeczniki, aplikacje, grafikę, liternictwo, plakaty, opakowania wyrobów przemysłowych, ornamenty obić i desenie materiałów odzieżowych. Uważa się, że był prekursorem bauhausu, prądu estetycznego międzywojennego dwudziestolecia. Wiele elementów wyposażenia w dawnym sanatorium a obecnie Domu Opieki Społecznej szczęśliwie zachowało się.

W latach 20 sanatorium przejęły władze lokalne i urządziły w nim lecznice dla chorych na gruzlicę, na którą zapadało wiele mieszkańców miast. Jednorazowo w Trzebiechowie i okolicach przebywało prawie 200 kuracjuszy.

Księżna zapisała się w pamięci współczesnych mieszkańców wsi jako „dobra pani”. Lubiana była za pomoc wielu potrzebującym, a pomagała często incognito. Zmarła w 1922 roku i pochowano ją obok męża na cmentarzu w Podlegórzu w rodzinnym grobowcem książąt Reussów położony na uroczym wzgórzu, górującym nad doliną Obrzycy. Jej potomkowie rozpierzchli się po świecie. Synowie niestety nie przedłużyli rodu. Córki zgodnie z rodową tradycją rodziły po kilkoro dzieci, które żyją w różnych stronach świata i zapewne gdyby dobrze poszukać, znalazłby się jakiś wnuk lub wnuczka tej zasłużonej dla Trzebiechowa księżnej.

W życie arystokracji rodowej wplecione są obowiązki stanowiące jego ciemną stronę. Takim właśnie obowiązkiem przymuszona, szwagierka księżnej Marii Anny Aleksandry, Eleonora Katarzyna urodzona w 1860 w Trzebiechowie w wieku 49 lat zostaje carycą bułgarską. Jej bułgarski oblubieniec Ferdynand Coburg owdowiały, z czworgiem potomstwa, potrzebował dla nich opiekunki. Będąc, jak głosi historyczna plotka, gejem, wolał towarzystwo niejakiego Borysa, anie konsumpcję małżeństwa z Eleonorą. Caryca dzielnie znosi zniewagi małżonka i pięknie wpisuje się w historię Bułgarii. Dzisiaj ma dzięki temu większy szacunek, w obcym przecież kraju, od swojego małżonka, którego z uwagi na wielki nos Bułgarzy wprowadzili do potocznego języka. Ferdynandem, dla uczczenia cara, nazywa się … wielki organ powonienia. Można więc domniemać, że Bułgarzy niezbyt swojego cara lubili.

Tu warto zwrócić uwagę, że siła wielkich europejskich rodów brała się i z tego, że związki małżeńskie zawierano w niezbyt licznym gronie posiadaczy wielkich majątków, a nowożeńcy z powodu kalkulacji majątkowych i prestiżowych często byli niezbyt dalekimi krewnymi. Refleksyjnie przyglądając się tym wciąż powtarzającym się mariażom w ramach kilkunastu wielkich europejskich rodów, do których należeli von Reussowie, narzuca się pytanie o choroby genetyczne. Odpowiedź nie jest zaskakująca. Jedna z przedstawicielek von Reussów pochowana w okolicy Kowar, w kotlinie jeleniogórskiej, stała się po śmierci przedmiotem badań genetycznych. Naukowcy angielscy wykryli u niej porfirię. Chorobę dziedziczną angielskiej dynastii Hanowerskiej, której nosicielką była królowa Wiktoria i znany z szaleństw król Jerzy III, bohater filmu „Szaleństwa króla Jerzego”. W ten więc sposób Trzebiechów związany jest także z monarchią brytyjską.

A wracając do Trzebiechowa. Wojna całkowicie oderwała Trzebiechów od monarszych rodów. O Armii Czerwonej i jej wyczynach wojennych w Trzebiechowie nie bardzo wiadomo. Mieszkańcy zapewne jak większość mieszkańców tych ziem, uciekli na Zachód. Na ich miejscu osiedliła się jeszcze w 1945 roku część mieszkańców ukraińskiej Słobódki, uciekających przed bestialstwem UPA.

Puentując. W taki to oto piękny i wieloraki sposób Trzebiechów daje świadectwo przynależności do dziedzictwa kultury europejskiej. Rosja, Bułgaria, Ukraina, Prusy, Saksonia, Anglia, Belgia spotykają się w jednym miejscu. Królewskie i cesarskie rody pomieszane z losem zwykłych ludzi w gigantycznym kotle historii, która ogniskuje się w niezbyt znanym, nawet Zielonogórzanom, Trzebiechowie. To czy potrafimy czuć się godnymi spadkobiercami tych wszystkich europejskich wielokulturowych tradycji pokazuje dzień obecny.

To jednak nie koniec rodowej damsko-męskiej układanki na najwyższym rodowym poziomie. Wystarczy jak wspomniano wsiąść do łódki i przeprawić się na południowy brzeg Odry do Zaboru.

 

Opracował: Krzysztof Chmielnik

najnowsze z Lubuskiego

popularne

Skip to content