Nietuzinkowe Lubuszanki – Corona Schroeter

Ifigenia z Guben

Na Nysie pomiędzy Gubinem, a Guben jest wyspa. Na wyspie dawno temu była strzelnica, ale w 1874 roku wybudowano na wyspie teatr, z widownią na 750 osób. Być może był to pierwszy teatr działający w Lubuskiem, bo ten w Lansbergu dał pierwsze przedstawienie dopiero w 1876 roku. Był też wspaniały most, przez który można było ze starej części Guben przejść na wyspę. Jak większość granicznych mostów zburzony podczas wojennych działań. Spotkał go los sąsiedniego mostu po którym kiedyś jeździły przez Guben, od dworca kolejowego do ratusza tramwaje.

Przed teatrem w 1905 postawiono na czerwonym granitowym cokole, wykonane z niebieskiego granitu popiersie Corony Schröter, honorowej obywatelki Guben. Teatr przetrwał wojnę, ale nieznani sprawcy podpalili go już po wojnie. Przez lata komunizmu wyspa należąca do Polski zarastała krzakami, a ruiny teatru rozpadały się. Cokół na którym stało popiersie przetrwał, ale samo popiersie zniknęło.

Gubin, który nosił nieco prowincjonalne miano „Manchesteru Północy”, w którym kwitł przemysł, a bliskość Berlina oraz zasobność mieszkańców sprawiały, że Gubin był miastem światłym i nowoczesnym. No i oczywiście ludnym. W czasach największej świetności prawie 50 tysięcznym. Wojna obeszła się z miastem w szczególnie barbarzyński sposób, a i czasy powojenne także nie były dla miasta czasem przysłowiowego miodu i mleka. Powojenni mieszkańcy już nie mieli tego zapału, a i możliwości socjalistycznej gospodarki i militaryzacja tego przygranicznego miasta nie symulowały rozwoju. Miasto po stronie polskiej jakoś wegetowało, a wielkie przygraniczne targowisko nie przyniosło widocznych trwałych efektów gospodarczych. A straganiarze po okresie handlowej bessy wynieśli się z miasta.

Po stronie niemieckiej mimo sporych pieniędzy z rządu federalnego i wielkich nakładów na poprawę miejskiej infrastruktury miasto stało się ofiarą „ostflucht”, czyli ucieczki mieszkańców do bardziej rozwiniętych niemieckich zachodnich landów. Depopulacja miasta wyciska zresztą do dzisiaj wielkie piętno na niemieckiej stronie miasta. I mimo znakomitej współpracy obu magistratów miastu daleko do dawnej świetności.

Wracając do naszej wyspy. Dopiero w dosyć spory czas po wstąpieniu Polski do Unii i wejściu do strefy Schoengen, dzięki, młodemu burmistrzowi, który skorzystał z finansowego wsparcia z funduszy europejskich, miasto zaczęło się cywilizacyjnie dzwigać, a wyspę, na której ongiś stał teatr, przywrócono cywilizacji. Po drodze była jeszcze awantura o most, który od strony Guben zbudowali Niemcy. Polski nadzór budowlany uznał to za samowolkę budowlaną, na którą Niemcy mają określenie „czarna cegła”. Nałożono na Niemców karę finansową, ale po mediacjach władz samorządowych obu miast, nadzór dał spokój i dzisiaj na wyspę w celach rekreacyjnych można wejść z obu stron Nysy. Stoi też cokół a obok tablica informacyjna, z krótkim objaśnieniem komu, zaginioną rzeźbą, chciano oddać hołd. I dlaczego nadano temu komuś tytuł honorowego obywatela miasta.

A była tym kimś, bez wątpienia, kobieta renesansu, choć urodziła się i żyła w okresie Oświecenia. Taką kobietą była Corona Elisabeth Wilhelmine Schröter urodzona w 1751 w Gubinie – śpiewaczka, aktorka, kompozytorka i malarka. Niemieckie biografie piszą o niej Niemka, ale ja mam poważne wątpliwości, jak w przypadku każdej osoby o wymiarze światowym. I nie chodzi o genetykę, ale przede wszystkim o termin „niemiecki”, który w owych czasach raczej brzmiał „pruski”. Z drugiej strony także przypisywanie ludziom narodowości z uwagi na język jakim się posługiwali lub miejsce urodzenia, w tamtych czasach nie miało sensu, choć jak wynika z naszej dalszej opowieści, Corona mogła mieć także częściowo słowiańskie korzenie.

Historycznie rzecz biorąc Gubin, to łużyckie, a zatem słowiańskie, w 1367 wraz z Dolnymi Łużycami znalazł się w granicach Królestwa Czech. W latach 1469–1490 Gubin znalazł się pod panowaniem Królestwa Węgier. W 1635 roku wraz z większością Dolnych Łużyc weszło w skład Saksonii. Zatem po wyborze Wettynów na polskich królów, w latach 1697–1706 i 1709–1763 Gubin leżał w granicach unijnego państwa polsko-saskiego. I dopiero po klęsce Napoleona i wspierającej go Saksonii, na mocy ustaleń kongresu wiedeńskiego w 1815 roku, Gubin stał się częścią Królestwa Prus. Niemcy jako państwo jeszcze nie istniało.

Ponadto świat, Europa, wbrew potocznym mniemaniom, był wówczas znacznie bardziej otwarty jak dzisiejszy, a kwestie narodowe, jeszcze nie urodziły się w mentalności polityków, historyków a przede wszystkim propagandzistów. Zresztą w życiorysie Corony w oczywisty sposób kwesta narodowa jest w typowy dla jej czasów dosyć skomplikowana. Pisanie zatem o Coronie Schroter jako Niemce jest zatem grubym nadużyciem.

Jej ojciec Johann Friedrich Schröter grał na oboju w polskiej królewsko-elektorskiej orkiestrze hrabiego Bruhla. Wyjątkowego łajdaka, wszechwładnego ministra naszego fatalnego króla Augusta III Mocnego Sasa, którego machinacje w znaczy sposób przyczyniły się do upadku Polski, a którego wielką umiejętnością było wymuszanie gigantycznych łapówek, dzięki którym dorobił się legendarnego wręcz majątku, po którym blade pojęcie dają ruiny jego pałacu w Brodach. Matką Corony Schroter jej była Marie Regine Henrietta Hefter, córka szewca i mistrza garbarstwa z Guben. To właśnie echem tej dziedziny gospodarki była upadła fabryka obuwnicza „Carina”. Ponieważ Bruhl związany był z polskim królem Augustem III Sasem, więc ojciec naszej przyszłej śpiewaczki mieszkał wraz z rodziną w Warszawie.

Był to czas Wojny 7 letniej, która rozpoczęła się w 1756 napaścią wojsk pruskich, pod wodzą Fryderyka II na Saksonię, której władca był wówczas polskim królem. Rozpętała się wojna obejmująca 3 kontynenty. Gubin był zagrożony działaniami wojennymi i zapewne dlatego rodzina Corony wolała mieszkać w Polsce.

Co do wojny dosyć powiedzieć, że kiedy wojska rosyjskie miały dobić, śmiertelnie ranne po bitwie pod Kunowicami, Prusy, caryca Elżbieta Piotrowna, zaprzysięgły wróg króla pruskiego, umarła. Jej następca Piotr III okazał się wielbicielem Fryderyka II i nakazał natychmiastowy odwrót armii rosyjskiej spod Berlina, a część swojej armii przekazał do dyspozycji Fryderyka, aby ten mógł ją wykorzystać w wojnie z Saksonią i Austrią. Piotr III został zamordowany po paru miesiącach panowania, a jego miejsce zajęła Katarzyna II, która uznała, że w jej interesie nie leży zniszczenie Prus. W efekcie wojny zakończonej w 1763 Prusy uzyskały Śląsk, a 9 lat później władcy Prus i Rosji, biorąc do spółki Austrię, dokonały I Rozbioru Polski.

Polska w wojnie 7 letniej ogłosiła neutralność i nie uczestniczyła w niej, uznając, że Sasi, Także wskutek działalności Bruhla, są większymi wrogami od Prus. Zatem dzieciństwo i młodość Corony spokojnie przebiegły w Warszawie, na królewskim dworze, gdzie pobierała nauki w zakresie muzyki oraz nauczyła się biegle mówić po polsku, włosku, angielsku i francusku. O jej warszawskim życiu niemieccy biografowie milczą.

Po wojnie rodzina przenosi się do Lipska, gdzie jako 13 latka Corona Schröter zadebiutowała wokalnie. Ojciec Corony, któremu bycie dworakiem u Bruhla zbrzydło, pod pozorem załamania nerwowego porzuca karierę grajka. Jak piszą o niej jej biografowie od dziecka zmuszona przez ojca do scenicznych popisów, była pierwszą niemiecką (znów ta niemieckość) śpiewaczką żyjącą, mimo młodego wieku, z publicznego śpiewania. Nieco pózniej jako 20 latkę, osteteczny szlif jej talentowi śpiewu nadał Johann Adam Hiller, który urodził się w Osieku Łużyckim, miejscowości nieco na południe od Zgorzelca. Ten Saksończyk, poddany Augusta III Sasa, Johann Hiller, uznawany jest za twórcę narodowej opery niemieckiej, należał też do dworu hrabiego Bruhla. Uczył nawet muzyki jego bratanka. Żoną Johanna była Christiane Eleonore Gestewitz (coś mi mówi, że jej przodkowie zwali się Gościewicz, podobnie jak miejscowość na Łużycach) pochodząca z Gubina, a która była matką chrzestną Corony. Debiut był wielkim sukcesem i Corona szybko podbiła serca publiczności lipskiej. Tu też poznała Johanna Wolfganga von Goethego, który stał się jej wielbicielem. Warto wspomnieć, że Lipsk należący do Saksoni wchodził wówczas w skład polsko-saskiego państwa.

Prawdziwie europejską karierę Corona rozpoczęła w 1772 roku, doszlifowana wokalnie przez Hillera, trasą koncertową po Holandii i Anglii, w której wzięła udział wraz ojcem i siostrą Marią Henriettą oraz bratem Johannem Samuelem. Niestety zbyt wczesne, bo prawie od dziecka, rozpoczęte występy i zbytnia eksploatacja głosu sprawiły, że wokalne możliwości Corony stopniowo słabły.

W 1776 r. sprowadził ją do Weimaru Johann Wolfgang von Goethe, który poznał ją podczas jednego z jej występów w Lipski. W Weimarze na dworze księcia Karla Augusta von Sachsen-Weimar-Eisenach, z którym był w wielkiej przyjazni, umożliwił jej występy w teatrze dworskim w Weimarze. Gothe należał do osób, które wcześnie dostrzegły w Coronie talent aktorski. I kiedy Goethe napisał dramat „Ifigenia w Taurydzie”, wystąpiła w nim w tytułowej roli, a na scenie towarzyszył jej sam autor sztuki jako Orestes. Od premiery stała się magnesem przyciągającym widzów do weimarskiego teatru. I to wokół niej kręciło się życie teatralne „Musenhof” jak nazywano dwór w Weimarze.

W Weimarze wydała dwa zbiory skomponowanych przez siebie pieśni, które wciąż znajdują wykonawców. Uczyła się rysunku i malarstwa u Adama Friedricha Oesera. Namalowała nawet własny autoportret. Była mistrzynią gry na fortepianie i modnej wówczas gitarze.

Spekuluje się, czy była kochanką Goethego. Zgodnie z opisem współczesnych była:

„(…) szlachetnej postawy Junony, pełna symetrii, z niemal śródziemnomorską ale delikatną cerą, o głębokim pełnym duchowości spojrzeniu jasno niebieskich oczu, z ciemno-brązowymi włosami, z wdziękiem w każdym ruchu, pięknego, wręcz idealnego wyglądu”.

Latem zachwycała swoją klasyczną postacią podczas jazdy konnej, zimą z gracją jeździła na łyżwach. Tak o niej Goethe napisał do Charlotte von Stein, damy dworu w Weimarze, w której się zresztą kochał: „Schröter jest aniołem. Gdyby Bóg chciał mi dać taką żonę, mógłbym cię zostawić w spokoju!” Jednak brak jakichkolwiek dowodów na głębszą zażyłość, poza tym, że nauczył Coronę jeździć na łyżwach.

Biografowie piszą o niej, że od dzieciństwa żyła tylko dla teatru. Licznych i zawiedzionych wielbicieli nie brakowało. Ich awanse nagradzała co najwyżej delikatnym uściskiem dłoni. I choć jako dobrej aktorce łatwo przyszło by jej bawić się emocjami swoich wielbiciel, to mimo powabu jaki roztaczała, miała opinię „marmurowej” i niedostępnej jako kochanka. Oddana i wierna była wyłącznie teatrowi.

Niektórzy badacze twórczości Goethego uważają, że inspirowała go i była archetypem wielu postaci kobiecych, które stworzył w swojej poetyckiej wyobraźni. I to rzekomo właśnie ona jako muza swoją osobowość wypełniła Ifigenię z jego dramatu. Bo nie ma wątpliwości, że ta szlachetna postać kobieca, ze sztuki poety, ma cechy Corony Schroeter.

Być może to z jej powodu i uczucia, w którym jego namiętność rozbijała się o jej szlachetną niedostępność Gothe ukuł aforyzm, że „Alle menschlichen Gebrechen sühnet reine Menschlichkeit”, co da się przetłumaczyć, że „ludzkie słabości niszczą czyste człowieczeństwo”. Tworząc postać literacką, romantycznie wyidealizowaną, wzorowaną na Coronie, uczynił niczym mitologiczny Pigmalion z Corony, grającej Ifigenię, ów ideał. Czysty i niegodny profanacji. W opinii widzów przedstawień w Weimarze, oboje urzeczywistniali na scenie najbardziej idealną ludzką parę. Mówiono, że jeśli kiedykolwiek istniała para ludzi stworzona przez naturę dla siebie nawzajem, to byli to Goethe i Corona Schroeter.

Kilka lat później teatr książęcy, scena tych wyjątkowych wydarzeń, przestała istnieć. Wielki czas Corony dobiegł końca. Nie udało się później odtworzyć minionego klimatu. Corona w wieku 37 lat wycofała się z życia dworskiego, próbowała koncertować, ale jej zniszczony głos, mimo scenicznych sukcesów, już nie pozwalał na eksploatację. Uczyła malowania i aktorstwa. W 1802 roku po kilku latach chorowania na gruźlicę, umarła w Ilmenau.

Dorobek jaki o sobie pozostawiła to opublikowana w 1786 r. kolekcja 25 piosenek, zawierająca także cztery śpiewogry w tym „ Fischlerin”, czyli rybaczka, w której pod postacią „Erlköniga” skrywa się podobno sam Goethe. Autobiografię kryjącą zapewne wiele tajemnic podarowała Goethemu, ale ten albo ją zgubił, albo celowo zniszczył on sam lub któryś z jego spadkobierców. I nie dowiemy się czy ich romans był literackim wymysłem, czy też najgłębiej przez oboje skrytą ich tajemnicą, bo Corona nie występuje wśród kobiet przypisywanych Goethemu przez biografów jako kochanki, narzeczone i żony.

 

Opracował: Krzysztof Chmielnik

najnowsze z Lubuskiego

popularne

Skip to content