Nietuzinkowe Lubuszanki – Anna Luiza Karschin

Safona ze Skąpego

Uważamy, że niemieckojęzyczni poeci nie należą do lubuskiego dziedzictwa kulturowego, skoro nie rymowali po polsku. Tym niemniej warto przypomnieć postać lubuskiej poetki, bo to postać bardzo ciekawa i w pewnym sensie prekursorska. Może pierwsza lubuska emancypantka. Ale od początku.

Kottwitz’owie, właściciele Bojadeł, bogacąc się, nieco sprzecznie z naukami marksistów, zajmowali się także działalnością dobroczynną rozumianą, jak na dzisiejsze standardy, dosyć specyficznie. Nie rezygnując z luksusów, budowali szkoły i wspierali zdolnych ludzi. Taką zdolną osobą była Anna Luiza, córka karczmarza Christiana Duerbacha z Przetocznicy nieopodal Skąpego, która się urodziła 1 grudnia 1722. Żona tegoż karczmarza, córka gajowego ze Skąpego była kobietą praktyczną. Po śmierci męża karczmarza, odesłała 6 letnią Luisę do stryjecznego dziadka, Martina Fetke, urzędnika sądowego w Trzcielu, który wówczas nazywał się Tirschtiegel, a sama powtórnie ożeniła się. I to właśnie dziadek nauczył bratanicę czytać i pisać. Nie tylko po niemiecku, ale też po łacinie. Czas pobytu u dziadka w Trzcielu był dla Anny Luisa czasem szczęśliwego dzieciństwa. W owych czasach jeszcze Niemcy nie wymyślili Jugendamtów i dzieci były „własnością” rodziny a nie państwa. W dzieciństwie Anny Luizy nie było niczego nadzwyczajnego, ot dosyć powszechny i akceptowany społecznie obyczaj, pomagania sobie w utrzymaniu i wychowywaniu potomstwa przez rodzinę rozumianą szerzej jak dzisiaj. Echo tego typu społecznego obyczaju znaleźć można przecież w znanym wszystkim Kopciuszku. Choć to może nie najlepszy przykład, ale zapewne powszechny skoro bajka cieszyła się kiedyś tak wielka popularnością, a i dzisiaj mit Kopciuszka znaleźć można w opowieściach o księżnej Dianie.

Szczęście, podobnie jak dzieciństwo, jak wiadomo nie trwa wiecznie, więc o córce, która dorosła do pomagania w drobnych pracach domowych, przypomniała sobie praktyczna matka i sprowadziła córkę Annę Luisę do domu swojego drugiego męża. Anna Luise zamiast jak u wuja bujać w łacińskich obłokach opiekowała się swoim przybranym rodzeństwem, spełniała rozmaite domowe posługi a także pasła krowy albo owce. Jak u Konopnickiej, no i u braci Grimm.

Kiedy Anna Luisa osiągnęła wiek stosowny do małżeństwa, a w tamtych czasach było to 16 lat, praktyczna matka, być może wiedziona obawą o trwałość swojego małżeństwa, wydała córkę za sukiennika Michaela Hirsekorna ze Świebodzina, czyli ze Schwiebus. Świebodzin w latach wojny 30 letniej był wybijającym się centrum produkcji sukna. I to sukna na tyle dobrej jakości, że płaszcz z świebodzińskiego sukna, który nosił sienkiewiczowski Podbipięta,świadczył o zasobności jego trzosu. Ale w czasach Anny Luizy sukiennictwo w Świebodzinie podupadło i sukiennik już tylko teoretycznie był dobrą partą. Ale Luizie trafił na dokładkę trafił się się sukiennik nad wyraz felerny. Nie dosyć, że sporo pił i zapewne na kacu trudno mu było dobrze zarabiać, to na dokładkę kiepsko tolerował zamiłowania młodej żony do książek i poezji. Bo ta nie wiedzieć czemu pisała wiersze. Spełniała powinności małżeńskie i urodziła sukiennikowi trójkę dzieci. Ale sukiennik w poczuciu jakiejś wyimaginowanej krzywdy, mimo że była z czwartym w ciąży wygonił ją do matki, skarżąc się na to, że Anne Luisa nie dosyć się o niego troszczy. Pewnie mając do wyboru kupienie piwa czy wódki dla siebie, czy chleba dla dzieci, wybrał tą pierwszą opcję.

Matka troszcząc się o los Anny Luizy, a była to kobieta, jak wspomnieliśmy, praktyczna dosyć szybko znalazła rozwiązanie i wydala córkę za krawca Daniela Karscha z Fraustadt, czyli Wschowy. Miasto to wówczas może nie tyle słynęło z sukiennictwa co z przygraniczego przemytu, w którym rozwijało się przenoszenie towarów przez granicę polsko-pruską na plecach, aby uniknąć kontroli celnej wozów. Powtórne małżeństwo było możliwe, bo tak się szczęśliwie złożyło, że w 1749 r. państwo pruskie wprowadziło ustawę o prawnej możliwości rozwiązywania związków małżeńskich. A szczęśliwym zbiegiem okoliczności Świebodzin należał od 1742 roku do Prus. Wcześniej pod panowaniem Habsburskim rozwód byłby absolutnie wykluczony. I tak dzięki podbojom Fryderyka II, Anna Louisa mogła zostać pierwszą rozwiedzioną kobietą w Prusach. To, że jeszcze Anny Luizy nie odkryły lubuskie feministki i nie wzięły jej na sztandary, zle świadczy o feministkach.

Ale jak pech to pech i krawiec ze Wschowy też lubił mocne trunki w nadmiernej ilości. Anna Luisa urodziła krawcowi trójkę kolejnych dzieci. A ponieważ krawiec przepijał co zarobił, a jak pił to nie zarabiał, budżet domowy świecił pustką. I aby tę pustkę zapełnić Anna Luisa zaczęła zarobkowo pisać wiersze. Dzięki talentowi i zamiłowania do rymowania zyskała dodatkowe zródło finansowania bytu rodziny. Pisała wierszyki na wesela, pogrzeby i inne lokalne uroczystości uroczystości. Wierszyki się Wschowianom podobały, a zręczną poetkę otaczała aura lokalnej sławy. Dostatecznie dużej, że jej talent zauważył rektor miejscowej szkoły niejaki Ribov. Za jego namową zaczęła pisać coraz więcej okolicznościowych wierszy zyskując pewien rozgłos w sferach zasobniejszych w gotówkę. I chcąc nie chcąc Anna Luiza, żona krawca pijanicy, znów była pionierem. Bo została pierwszą poetką języka niemieckiego zarabiającą na pisaniu wierszy.

Wsławiła się tym, że upamiętniła odwiedziny króla polskiego Augusta III we Wschowie w 1752 r. utworem „An Seine Majestät den König von Polen” co się tłumaczy „Na Jego Majestat Króla Polski”. Chwaląc w nim pokojową politykę władcy, dyskretnie wplotła w swoje rymowane o nim zachwyty uwagę o swoim bardzo trudnym położeniu. Adresat z dystansem przynależnym władcy hołdy łyknął ale wiersza nie zrozumiał, a może wiersza nie czytał zbyt uważnie i zachwyt poetki królem pozostał bez finansowego echa. Pomagały jej natomiast miejscowe rodziny protestanckie. W 1755 r. zorganizowano przeprowadzkę całej rodziny do powiatowego wówczas Głogowa, gdzie stała się także poczytną autorką okolicznościowych wierszy oraz patriotycznych pieśni. W większym mieście, więcej bogatej klienteli i więcej zamówień.

Tutaj w 1758 w Głogowie, wraz z trójką swych dzieci, przeżyła dramatyczny pożar miasta, co opisała w liczącym 300 wersów utworze „Dwie ody na wielki pożar Głogowa”. Anna Luisa odziedziczyła po matce talent praktycyzmu i czyniła próby przypodobania się kolejnemu władcy. Wiedziona tą genetyczną praktycznością podczas wojny siedmioletniej, Anna Luise Karsch skłoniła swój poetycki talent do napisania wielu utworów sławiących zwycięstwa Fryderyka II. Sprawne państwo Fryderyka, równie czułe, na zachwyty na władcą, jak i na jego krytyką doniosło pruskiemu królowi o wierszach, które stały się znane w Berlinie.

Jej zmysł poetycki doskonale rozumiał się z biznesową praktycznością. Zyskiwała przyjaciół, stała się popularna. Jej wiersze zwróciły uwagę głogowskiej elity. Wśród niej był baron Rudolf von Kottwitz z Bojadeł podobno poruszony jej wierszem „Klagen einer Witwe” – „Lament wdowy”, napisany po śmierci córeczki poetki. Wśród jej fanów był także komendant głogowskiej twierdzy von Haack. Postanowili zdyskontować popularność poetki w Berlinie i wesprzeć materialnie poetkę na drodze ku metropolitarnej sławie.

Ze względu na pogarszające się zdrowie, przyjaciele wysłali ją w 1760 r. do Cieplic na dwumiesięczny wypoczynek. Po powrocie z Cieplic komendant głogowskiej twierdzy von Haack spowodował, iż 45-letniego Karscha, krawca pijaczynę, skierowano do wojska. Rok pózniej, w 1762 roku, uwolniona od męża poetka, dzięki protekcji barona Rudolfa von Kottwitz z Bojadeł, wyjeżdża do Berlina. O konkretach niewiele wiadomo. W stolicy państwa, w którym panował zamordyzm, ale które udawało oświecone, wkrótce stała się znana wśród wiodących myślicieli i artystów, którzy przyjęli ją do swojego grona. Wszędzie podziwiano jej naturalną łatwość rymowania.

Szczyt swojej kariery osiągnęła w 1764 roku publikując zbiór wierszy, „Auserlesene Gedichte von Anna Luisa Karschin”, za który otrzymała honorarium wynoszące 2000 talarów. Dzięki talentowi zyskała miano „Niemieckiej Safony”. Miano to niezwykle nobilitujące wywodzi się od greckiej poetki Safony żyjące na przełomie VII i VI w.p.n.e., która od czasów starożytnych jest uniwersalnym symbolem poetki.

Anna Luiza przebywała w Magdeburgu na dworze królowej pruskiej Elżbiety Christine, żyjącej w separacji w Fryderykiem II. Podobno ujęty jej talentem Fryderyk II w 1763 roku obiecał jej dom i roczną pensję. Słowa jednak nie dotrzymał. Zapewne jak wiele kłamstw tego władcy i to miało służyć robieniu wrażenia, że jest kimś kim nie był. Wolał pijackie czwartki podczas których po koszarowemu integrował się ze swoimi najwierniejszymi dowódcami. Miał przecież na głowie kolejne wojny, intrygi, rozbiór Polski i jako żywo nie miał głowy do poezji.

Tymczasem złota era jej sławy zgasła i musiała znowu żyć w biedzie. Dopiero w 1787 roku, po śmierci Fryderyka II, jego bratanek i następca tronu, Fryderyk Wilhelm II zgodził się zbudować dla poetki dom.

Zmarła mając mając 69 lat 12 X 1791. Pochowana została z dala od rodzinnej Przetocznicy w Berlinie na cmentarzu obok kościoła św. Zofii o czym zaświadcza zachowana na ścianie kościoła tablica. Talent do poezji odziedziczyła po Karschin jej córka Caroline Luise von Klencke, która stała się szanowaną poetką i dramatopisarką, a jej wnuczka tworząca pod pseudonimem Helmina von Chézy, a urodzona jako Wilhelmine von Klencke, stała się autorką, z którą współpracowali Franciszek Schubert i Karol Maria Weber.

Postać Anny Luizy Karschin, córki karczmarza z głębokiej prowincji, przywołuje się czasem jako przykład przełamywania barier społecznych w czasach Oświecenia. To podejście chyba zbyt propagandowe. Mające dowodzić, że Średniowiecze to czas ciemnoty i zabobonu. Bo w każdych czasach można znaleźć podobne, choć prawdę powiedziawszy, rzadkie, przykłady pokonywania barier socjalnych. A przykład Karschin należy raczej do odosobnionych.

Zatem lepiej dostrzec w jej życiorysie charakterystykę tamtych czasów, trud bytu prostych ludzi a jednocześnie starą jak świat zasadę, że jak się ma talent i wolę, to przy wsparciu przyjaciół można wiele osiągnąć. Życie Anny Luisy córki szynkarza spod Skąpego jest życiem niezwykłym właśnie z powodu jej talentu i hartu ducha, a nie jakiegoś tam Oświecenia. Jednocześnie warto w jej życiu dostrzec nie tylko jej osobisty sukces, ale to, że jej córka i następnie wnuczka stały się cząstką niemieckiej elity kulturalnej. Już nie z powodu społecznego awansu, ale talentu odziedziczonego o matce i zapewne kultu do edukacji, jaki zaszczepiła swej córce w dzieciństwie jej matka. Kultu wartego zaszczepiania i dzisiaj.

 

Opracował: Krzysztof Chmielnik

najnowsze z Lubuskiego

popularne

Skip to content